Niedawno po raz pierwszy miałam okazję spróbować muli. W związku z tym, iż nie przepadam za owocami morza (ok., oprócz krewetek i kalmarów :) moje podniebienie było nastawione bardzo sceptycznie, a kubki smakowe nie spodziewały się rewelacji. I cóż za pozytywne zaskoczenie! Mule czy też omułki podane w czerwonym sosie z cytryną i bagietką okazały się kolejnym skarbem morskich wód, do których będę powracać i zapewne poszukiwać ponadawanych na różne sposoby. Jako, że jestem zwolenniczką rozprzestrzeniania wiedzy o miejscach, gdzie można dobrze zjeść, w przypadku muli polecam knajpę „Karuzel” na warszawskich Bielanach, gdzie sejwują je tylko we czwartki.
Z innej beczki, a mianowicie czeskiej. Wspominając czeskie smaki i Pragę przedwczoraj do drugiej w nocy przygotowywałam knedliki z wołowiną w sosie pomidorowo-śmietanowym. Dzięki serdeczne dla Ani i Piotrka za wspaniałe zdjęcia – właściwie Piotrkowi za foty, a Ani za przepyszne wino gruzińskie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz